Waluśkraksakryzys Lyrics
"ATAK"

4.3 / 5
9 reviewers
Do you like this song?
(click stars to rate)
save!
my lyricsbox
Z nieba napierdala pod nos podjeżdża smród
Jak chcesz sobie pogadać z kimś to sam do siebie mów
Traktuję to jak wenę inni jako schizofrenię ale
Na całe szczęście panuję nad tym jeszcze
Godzina po godzinie a potem dzień za dniem
Coraz mniej mam i coraz mniej chcę
Jedzenie jak gówno ogólnie do niczego
Pod wypływem Stanisławskiego
Chodzę se po szosie z rowu wybieram butelki
Uśmiech mnie ozdabia bo znajduję nowe dźwięki
A że nie mam za co żyć kogo kochać po co pić
To pod wpływem Stanisławskiego
Godzina po godzinie a potem dzień za dniem
Coraz mniej mam i coraz mniej chcę
Pod wpływem Stanisławskiego
Atakuję bezdomnego

Jak mam napisać o tym że pisać nie mogę
Serce złamane krwi nie przetacza wcale
Gnije mi prawa noga w lewej nie czuję nic
Po co mi nogi skoro nie mam dokąd iść
A nie mam dokąd iść a nie mam dokąd iść

Do dzisiaj szukam celu walczę kontempluję
Bo mimo szczerych chęci nieistotny się czuję
Nie chcę narzekać i nie chcę się użalać
W ogóle nie chce mi się kurwa z nikim gadać

W żołądku zamiast treści mdłości i boleści
Sarkazmem bez litości twierdzę mogło by tak częściej być
Zaczekam chwilę i na ile będę w stanie to
Tanie alkohole spożyję na śniadanie
Godzina po godzinie a potem dzień za dniem
Coraz mniej mam i coraz mniej chcę
Takie życie to gówno
Wszystko przez Nietzschego
Pod wpływem Stanisławskiego
Nie wybaczam sobie błędów nie wygaduję bzdur
Biję się z myślami by dożyć dobrych słów
Na własne życzenie z pomocą Stanisławskiego
Atakuję bezdomnego biorę rozwód z piciem
Wszystko po to by znów kurwa cieszyć się życiem
Dostrzegam mały problem w istocie zasadniczy
Rozwód z piciem wziąłem po to by coś grubszego zaliczyć